niedziela, 20 listopada 2016

o rzeczach znaczących

Było poprawnie, była MC Doris i poezja. Czas na naukę.

Dużo myślałam o znaku ostatnio i wydawało mi się, że doszłam do czegoś wielkiego, ale lektura Stommy mi uświadomiła, że kręcę się jak pies za ogonem.. Przynajmniej finezyjne kręcę te obroty. Jednak wciąż według określonego schematu. Według strukturalizmu.
I właściwie to, co napiszę, będzie próbą ułożenia sobie w głowie tego, co na ten temat myślałam i czytałam. A rozumiem to w ten sposób:

Wszystko, co coś znaczy, musi mieć swoją odwrotność. Właściwie nawet znaczy, bo ma odwrotność. Wyobraźmy sobie za radą Stommy świat, w którym wszystko jest niebieskie - w takim świecie słowo "niebieski" nie mogłoby istnieć, bo nie istnieje nic nieniebieskiego. Zatem nie ma potrzeby nazywania tej cechy rzeczywistości.
Tak samo sprawa ma się z fonetyką i właściwie z teorii dotyczącej tej dziedziny de Saussure i Jakobson pozwolili wywieść dalsze wnioski: znaczenie wyrazu zmienia się, jeśli głoski, które je tworzą, mają swoje odwrotności, i tak dla Polaków znacząca jest różnica między "ć" i "cz", a dla Francuza już nie, bo nie ma znaczenia czy wymówi bardziej /repyblik tszek/ czy /ciek/, nie istnieje bowiem słowo, które różni się jedynie tym pierwszym dźwiękiem.
Do binarności strukturalistów odwoływali się twórcy teorii hegemonii kulturowej - Mouffe i Laclau, którzy uznali, że posługując się językiem, jesteśmy skazani na wykluczanie, bo mówiąc "a", mówimy jednocześnie "nie b".

Mnie w tym wszystkim brakuje kropki nad i, której wydaje się dostarczać dwuznaczność francuskiego "siginifier" i polskiego "znaczyć". To drugie może denotować równoważność, ale może się też odnosić do doniosłości jakiegoś elementu, cf. "to wiele dla mnie znaczy" = "to jest dla mnie ważne". Jeśli coś jest dla mnie ważne, to nakierowuję na to swoją uwagę i zaczynam posługiwać się pewną określoną leksyką. Lekarze wszędzie mogą dostrzegać objawy chorób, filologowie słowa, a artyści symbole.

Nie zwracając uwagi na pewne rzeczy, pozwalamy słowom umierać..


wtorek, 15 listopada 2016

Avenue Foch

Une nuit en rentrant chez moi
j'ai vu une fille de joie
un collant couleur vin
une robe couleur verre
en toute serenite elle allait vendre sa chair

Elle n'evitait pas la lumiere
coulant des lampadaires
toute radieuse, elle m'a fait
renoncer a mon dessein
de la fixer d'un regard
rempli de dedain

Ses levres semblaient dire
des mots ornes de rire:
Ceci est mon corps
il est la pour vous
prenez en tous
mangez en tout

Son temoignage muet
m'a violemment poussee
vers l'ombre et a penser
qu'elle, elle recevra le pardon
et moi, je resterai
une pute de bonne reputation