czwartek, 8 stycznia 2015

2015, l'Haim!

Za świętości naszych nieposzanowanie.
Za nieprzedstawialnego przedstawianie.
Za to będziemy siać strach.
Za mach.

Paryż powitał mnie ulewnym deszczem i wieściami o zamachu na redakcję satyrycznego pisma z bilansem 12 ofiar śmiertelnych. Wczoraj zmarł też Tadeusz Konwicki. 
Życie, kocham cię nad życie! Chociaż "trzeba umieć umrzeć, by żyć" i "kto będzie chciał zachować życie, straci je". To całkiem adekwatne w kontekście ludzi, którzy zginęli za to, że robili ryzykowne rzeczy. Żyli, ale nie trzymali się kurczowo masztu.
A propos życia, wczoraj spędziłam 4 godziny na przeglądaniu śpiewnika kolęd regionalnych i uderzyło mnie, że słowo "żywot" jest właściwie synonimem słowa "łono" ("owoc żywota Twojego, Jezus"). I znów naszła mnie konkluzja, że dawanie życia to domena kobiet, a domeną mężczyzn jest permanentna gotowość do oddawania życia. Dlatego ci ostatni muszą być bardzo przekonani o słuszności swojej decyzji i za ważną w swoich oczach sprawę być w stanie umrzeć.

Jeśli chodzi o moje życie, to okres przed Bożym Narodzeniem był jakimś koszmarem. Zupełnie się posypałam, czego efektem były wybuchy histerii podczas pobytu w Polsce. Nie będę do tego wracać. Grunt, że, tak jak Paryż flectuat nec megintur, ja także jestem w wodzie, lecz nie tonę. 

Z Polski wróciłam we wtorek o 9, poszłam spać, wstałam, zjadłam kisiel i wyruszyłam do pracy. Przez 2 godziny zdołałam przeczytać notatki z kursu "Język polski jako narzędzie tłumacza", których treść będzie inspiracją dla moich kolejnych zajęć. Mam już błogosławieństwo od p. Biniek, żeby objaśnić naszym uczniom zasady odmiany nazwisk. Nie mogę się doczekać, bo ortografię tłumaczyłam im zupełnie bez przekonania i z przeświadczeniem, że do nauki pisowni skuteczniejsze są metody behawioralne. Z nazwiskami jest zupełnie inaczej, bo mało kto je poprawnie odmienia i teoria społecznego uczenia się traci rację bytu. 

Niewiarygodne - słońce wychynęło zza chmur! Doskonały pretekst, żeby zakończyć wpis. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz