czwartek, 9 października 2014

Homo aviator

Niedawno otrzymałam wsparcie od policji francuskiej. Zdarzenie miało wymiar wysoce symboliczny. Zamiast od razu przy wypożyczaniu ustawiać siodełko roweru, mam irytujący zwyczaj zajmowania się tym dopiero na pierwszych światłach, które zatrzymają moją dziką szarżę. Tu dodam gwoli ścisłości, że ową szarżę zwykle powstrzymuje dopiero widok przerażonego przechodnia albo wizja zbliżającego się wypadku. W innym razie czerwony człowieczek nie robi na mnie wielkiego wrażenia. I właśnie w trakcie miotania się przy regulacji wysięgnika, kątem oka zobaczyłam na kierownicy rękę chroniącą mój rower (i mnie?) przed upadkiem (moralnym?). Tak! Dziś poczułam się bezpiecznie dzięki niebieskim panom, którym tutaj przypadła inna zwierzęca metafora niż u nas. Nie psy, a kurczaki. Przystojny policjant sam z siebie podszedł do mnie i nadał równowagę mojemu rowerowi. Na pytający wzrok kolegi odparł, że pani nie mogła sobie poradzić z siodełkiem. 
No nie mogła. Nie mogła. Zupełnie nieporadne stworzenie z tej pani.


Co do roweru, to jest na razie moim najwierniejszym towarzyszem. Jesteśmy sobie bardzo lojalni, ale w zasadzie ja mam w tym większy interes. Nie wiem, z czego to wynika, ale złapała mnie jakaś niesamowita gastrofaza paryska i mój obecnie całkiem zgrabny kształt jest zagrożony. I właśnie velibom przypadnie rola oddalania widma nadwagi. Na razie współpraca układa się doskonale. Wczoraj walczyliśmy z deszczem i wyszliśmy z tego boju zwycięsko

A dziś deszcz, nad podziw pokornie po przegranej walce, ustąpił miejsca słońcu. Ze słońcem wojować nie planujemy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz