Niedawno otrzymałam wsparcie od
policji francuskiej. Zdarzenie miało wymiar wysoce symboliczny.
Zamiast od razu przy wypożyczaniu ustawiać siodełko roweru, mam
irytujący zwyczaj zajmowania się tym dopiero na pierwszych
światłach, które zatrzymają moją dziką szarżę. Tu dodam gwoli
ścisłości, że ową szarżę zwykle powstrzymuje dopiero widok
przerażonego przechodnia albo wizja zbliżającego się wypadku. W
innym razie czerwony człowieczek nie robi na mnie wielkiego
wrażenia. I właśnie w trakcie miotania się przy regulacji
wysięgnika, kątem oka zobaczyłam na
kierownicy rękę chroniącą mój rower (i mnie?) przed upadkiem
(moralnym?). Tak! Dziś poczułam się bezpiecznie dzięki niebieskim
panom, którym tutaj przypadła inna zwierzęca metafora niż u nas.
Nie psy, a kurczaki. Przystojny policjant sam z siebie podszedł do mnie i nadał równowagę mojemu rowerowi. Na pytający wzrok kolegi odparł, że pani nie mogła sobie poradzić z siodełkiem.
No nie mogła. Nie mogła. Zupełnie nieporadne stworzenie z tej pani.
No nie mogła. Nie mogła. Zupełnie nieporadne stworzenie z tej pani.
Co do roweru, to jest na razie moim
najwierniejszym towarzyszem. Jesteśmy sobie bardzo lojalni, ale w
zasadzie ja mam w tym większy interes. Nie wiem, z czego to wynika,
ale złapała mnie jakaś niesamowita gastrofaza paryska i mój
obecnie całkiem zgrabny kształt jest zagrożony. I właśnie
velibom przypadnie rola oddalania widma nadwagi. Na razie współpraca
układa się doskonale. Wczoraj walczyliśmy z deszczem i wyszliśmy
z tego boju zwycięsko
A dziś deszcz, nad podziw pokornie po
przegranej walce, ustąpił miejsca słońcu. Ze słońcem wojować
nie planujemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz